Ale do rzeczy: pierwsze kilometry przeszedłem po trasie dość uczęszczanej, fragmencie tzw. traktu drezdeńskiego, dla osób nie znających okolicy to obecnie wygląda to mniej-więcej tak:
Fragment którym szedłem, dość wygodna (co prawda zaśnieżona i śliska) szeroka droga gruntowa, na której przy obecnej pogodzie samochody poruszają się niewiele szybciej od piechura. W planach było osiągnięcie rezerwatu "Cegliniec" - fragmentu starodrzewu sosnowego ocalałego z inwazji strzygoni chojnówki. Traktem drezdeńskim dotarłem do czerwonego szlaku, nim do Borowego Młyna a dalej żółtym szlakiem. No i tutaj pojawił się problem: wg. mapy szlak żółty przebiega przez ów rezerwat. I kiedyś faktycznie tak było. No ale po przejściu kilku kilometrów okazało się że szlak idzie dokładnie drugą stroną jeziora. I jedyne co mi na pocieszenie zostało na trasie to gdy już dotarłem do wsi Kobylarnia wisząca tam tablica:
A konkretniej trzeci myślnik po "wrazie (notabene to chyba się pisze osobno) zauważenia ognia w lesie alarmuj". No cóż, nomenklatura się zmieniła, tablica została i wisi... Generalnie z dalszych poszukiwań rezerwatu zrezygnowałem i poszedłem już do domu, bo nie czułem się na siłach a poza tym kończył już mi się czas przeznaczony na szlajanie się...
Na koniec jeszcze garść innych fotek:
I jałowiec (oszczędzę wam reszty fotek jałowców które zrobiłem) na tle całkiem ładnego dębu.
Na koniec jeszcze znajdki:
Trochę żywicznego drewna, znalezione dosłownie na środku drogi (tutaj już w formie porąbanej saperką)I na koniec przestroga dla turystów wybierających się w nasze okolice: jeśli zobaczycie mapę wydaną przez "lokalną grupę działania (LGD) puszcza notecka" to nie bierzcie tego bo jej wartość użytkowa jest żadna - szlaki piesze odbiegają od prawdy (vide dzisiejsze wyjście) a rowerowe potrafią przebiegać przez jeziora...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz