Więc na początek bardzo ambitny wniosek: po kilku dniach deszczy w lesie i na łąkach jest mokro... nawet bardzo mokro...
Ale do rzeczy: wczoraj postanowiłem trochę się przejść, trasa wg. mapy ok. 12 km, więc niby spokojnie. Tyle tylko że nie wziąłem poprawki na to że część tej trasy wiedzie przez łąki oraz lasy które normalnie do suchych nie należą, a co dopiero po takich deszczach (w sumie to trasa nie była planowana...). Ciekawym doświadczeniem jest chodzenie po bagnach z kijem (chociaż kij to chyba nie jest odpowiednia nazwa dla drąga średnicy 5-6cm i długiego na jakieś 190), co pozwala na w miarę bezpieczne badanie gruntu przed sobą, przydaje się to też przy przekraczanie rowów (można badać zarówno ilość wody jak i sprawdzać ilość mułu na dnie, oraz można się niem podpierać gdy idzie się po zaimprowizowanym moście). Wyjście było można powiedzieć "bezproduktywne", gdyż nie udało mi się znaleźć nic ciekawego poza jagodami i malinami, zdjęć z terenu nie ma bo nie miałem aparat a zdjęć z domu nie ma bo ich zwyczajnie do domu nie przyniosłem... całość zajęła mi duuzo czasu (jakieś 4-5 godzin), lecz to kwestia tego że szedłem nieznaną trasą oraz miałem sporo przystanków. Najgorzej na wyjście zareagowały chyba buty, były kompletnie przemoczone, a czubki się odbarwiły (wypłukało barwnik pasty)
PS. zdjęć do tego postu nie ma i nie będzie bo nie miałem ani aparatu ani człowieka z aparatem pod ręką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz