Dzisiaj z okazji dość ładnej pogody postanowiłem przetestować kilka rzeczy których się dorobiłem ostatnimi czasy.
Na warsztat idą więc:
Nóż który otrzymałem na 18 urodziny, oraz:
Snapsack, coś co przy pewnej dozie fantazji można nazwać nawet plecakiem.
Zatem, do dzieła. działania z użyciem noża dokumentowałem fotograficznie. Testowany (tylko główny nóż z tego zestawu, jest tam jeszcze takie małe nie-wiadomo-co) był w następujących kwestiach:
- wygoda noszenia (przyzwoita nawet)
- przydatność do prac precyzyjnych (żadna)
- przydatność przy rąbaniu - początkowo wydawało mi się że czechosłowacki bagnecik powędruje na półkę, bowiem rąbał pięknie... do momentu gdy dowiedziałem się jak jest mocowane ostrze do rękojeści. Otóż rękojeść jest pusta w środku, ponieważ jest tam pojemnik. spodziewałem się że ostrze też jest mocowane na zasadzie gwintu czy coś... Ale nie, ostrze jest oblane plastikiem i siedzi na wcisk, co po chwili rąbania dało taki efekt:
Da się to po czymś takim z powrotem osadzić, ale niesmak pozostał... Wniosek: do rąbania póki nie będę miał maczety zostaje zaostrzony bagnet od SA vz.58...
- piłka na grzbiecie - generalnie nie tnie, szybciej przetnie się coś ostrzem niż tym
- praca przy ściąganiu kory brzozowej - znowu pojawiają się wady te same co przy rąbaniu a ponadto piłka utrudnia pomaganie sobie drugą ręką przy rozcinaniu kory na pniu...
- jedyne z czym nie miał problemów to ściąganie kory z martwego dębu, ale z niego to i gołymi rękoma bym sobie poradził bez większych problemów...
Wniosek na temat noża: zabawka typu "nóż rambo", dobry nóż do lansu, nie mylić z nożem do lasu... Mógłbym jeszcze sprawdzić czy da się na to laski wyrywać, bo może do tego się nadaje, ale w tym celu posiadacz tego noża musiałby być ładniejszy niż ja :P
A teraz krótka recenzja snapsack'a - użyłem go do zbierania tego co w lesie znalazłem - spory kawał krzemienia, 3 czy 4 huby, sporo kory brzozowej i trochę dębowej, całość trochę ważyła. I teraz wniosek: radziecki wieszczewoj-mieszok po powrocie do domu wydawał mi się szczytem ergonomii... A za największe osiągnięcie w historii toreb i plecaków uznałem pomysł zastosowania dwóch szelek.
Ogólnie to jedyne co dzisiaj mimo wysokich temperatur (25-30 stopni chyba) się sprawdziło były skarpety z demobilu armii szwedzkiej, w składzie mające 2/3 wełny + domieszkę żeby się nie przecierały zbytnio.
Na koniec jeszcze pozdrowienia dla alergików (moje buty po przejściu kawałka łąki):