Dość dawno nic nie pisałem ze względu na to że średnio było o czym, a jak już był temat to nie miałem czasu usiąść żeby napisać coś sensownego. Ale jako że skończyłem ciągnący się od czerwca projekt to postanowiłem zaprezentować efekty. Ogólnie to jakiś czas temu stwierdziłem że dobrze by było wymienić większość ubioru na wełnę, jako że jest to bardzo dobry materiał. Postanowiłem zacząć od koszuli, początkowo szukałem takowej, ale ostatecznie postanowiłem uszyć - pierwsze podejście było nieudane, ale dokupiłem trochę takiego samego materiału i kilka dni temu wróciłem do projektu. Całość zajęła mi 4 dni szycia "wieczorami" włącznie z ratowaniem uprzednio źle skrojonych rękawów. Materiał to coś w rodzaju cienkiego sukna wełnianego, jest na tyle delikatny że można go nosić na gołe ciało.
A tutaj jak się to prezentuje na mnie:
Przeszycie na rękawie wynika z konieczności poprawiania źle skrojonych rękawów. Ogólny pomysł był wzorowany na koszulach sprzedawanych przez Bison Bushcraft, jednak uznałem że ponad £90 za koszulę to trochę za dużo i uszyłem podobną samodzielnie.
W międzyczasie powstało trochę drobnych rzeczy, doszyłem też pas biodrowy do jednego plecaka, lecz o tym napiszę może innym razem.
To tyle na dzisiaj - Wszystkim czytelnikom życzę szczęści w nowym roku 2014.
wtorek, 31 grudnia 2013
środa, 11 września 2013
"warsztaty rozpalania ognia technikami prymitywnymi" - podejście pierwsze....
W dniach 7-8 września wraz z kolegą Tomasem z forum http://bushcrafter.vipserv.org postanowiliśmy zorganizować sobie warsztaty rozpalania ognia technikami prymitywnymi (w programie łuk ogniowy, ręczny świder i krzesiwo kowalskie), na miejscówce koło Sowińca (okolice Mosiny, to samo miejsce gdzie miał miejsce letni zlot, robiony jeszcze pod egida forum Survivalist.
Na miejsce dotarliśmy ok. godziny 11 w sobotę, rozbiliśmy obóz, i zabraliśmy się za wykonanie zestawu do rozpalania ognia. Podkładka została wykonana z sosny, świder pierwszy by z kruszyny lub czeremchy (nie pamiętam dokładnie gatunku). Ogólnie to po całym dniu rozpaliłem krzesiwem kowalskim jako ze uznaliśmy że potrzebujemy ogniska a ta technika jest jednocześnie prymitywna i w miarę przeze mnie opanowana. Nie braliśmy zapasów wody, gdyż byliśmy przygotowani że została ukryta woda po letnim zlocie, lecz gdy przybyliśmy na miejsce okazało się że pojemniki były puste... W związku z tym poza rozpalaniem ognia musieliśmy zająć się też uzdatnianiem wody. z dużą ilością wody nie było problemu (miejscówka jest blisko warty) jednak trzeba było ją uzdatnić. Thomas dość szybko zbudował filtr z mchu i węgla drzewnego, a po rozpaleniu ognia użyliśmy mojego kociołka do przegotowania wody, i trzeba przyznać że smakiem nie ustępowała normalnej wodzie z kranu.
Wspomniany filtr, zamieniał on zieloną wodę na lekko żółtawą :P
Początkowo na kolację planowaliśmy upieczenie podpłomyków, ostatecznie zostały one zrobione w niedzielę na obiad:
A tutaj połączenie piekarni i stacji uzdatniania wody, gdy woda wrzała pokrywka się unosiła i woda kipiała, łatwo było poznać kiedy się gotuje.
Drugi dzień spędziliśmy na kontynuacji prób rozpalenia ognia, tym razem testowaliśmy jeszcze świder z czarnego bzu. Tutaj dwie fotki mnie podczas prób rozpalenia:
Całość zakończyliśmy w niedzielę, ok godziny 15, o 17 całkowicie kończąc warsztaty, bowiem musiałem wracać do domu. żadna z prób nie przyniosła oczekiwanego efektu, aczkolwiek nie odczytujemy tego jako porażki, tylko po prostu kolejne doświadczenie.
Na koniec fotka ogólna naszego obozu, testowałem pierwszy raz tarp uszyty z impregnowanej bawełny:
Wywieszone na nim koce wynikają z tego że nie chciałem ich kłaść na ziemię w niedzielę już. Wniosek jest taki że dobrze by było sobie do tarpa przymocować dodatkowo moskitierę, bowiem komary są wyjątkowo uciążliwe jednak :)
Zdjęcie niestety są niskiej jakości bowiem ja zapomniałem aparatu a Tomas baterii do swojego, więc zdjęcia są robione telefonami...
Na miejsce dotarliśmy ok. godziny 11 w sobotę, rozbiliśmy obóz, i zabraliśmy się za wykonanie zestawu do rozpalania ognia. Podkładka została wykonana z sosny, świder pierwszy by z kruszyny lub czeremchy (nie pamiętam dokładnie gatunku). Ogólnie to po całym dniu rozpaliłem krzesiwem kowalskim jako ze uznaliśmy że potrzebujemy ogniska a ta technika jest jednocześnie prymitywna i w miarę przeze mnie opanowana. Nie braliśmy zapasów wody, gdyż byliśmy przygotowani że została ukryta woda po letnim zlocie, lecz gdy przybyliśmy na miejsce okazało się że pojemniki były puste... W związku z tym poza rozpalaniem ognia musieliśmy zająć się też uzdatnianiem wody. z dużą ilością wody nie było problemu (miejscówka jest blisko warty) jednak trzeba było ją uzdatnić. Thomas dość szybko zbudował filtr z mchu i węgla drzewnego, a po rozpaleniu ognia użyliśmy mojego kociołka do przegotowania wody, i trzeba przyznać że smakiem nie ustępowała normalnej wodzie z kranu.
Wspomniany filtr, zamieniał on zieloną wodę na lekko żółtawą :P
Początkowo na kolację planowaliśmy upieczenie podpłomyków, ostatecznie zostały one zrobione w niedzielę na obiad:
A tutaj połączenie piekarni i stacji uzdatniania wody, gdy woda wrzała pokrywka się unosiła i woda kipiała, łatwo było poznać kiedy się gotuje.
Drugi dzień spędziliśmy na kontynuacji prób rozpalenia ognia, tym razem testowaliśmy jeszcze świder z czarnego bzu. Tutaj dwie fotki mnie podczas prób rozpalenia:
Całość zakończyliśmy w niedzielę, ok godziny 15, o 17 całkowicie kończąc warsztaty, bowiem musiałem wracać do domu. żadna z prób nie przyniosła oczekiwanego efektu, aczkolwiek nie odczytujemy tego jako porażki, tylko po prostu kolejne doświadczenie.
Na koniec fotka ogólna naszego obozu, testowałem pierwszy raz tarp uszyty z impregnowanej bawełny:
Wywieszone na nim koce wynikają z tego że nie chciałem ich kłaść na ziemię w niedzielę już. Wniosek jest taki że dobrze by było sobie do tarpa przymocować dodatkowo moskitierę, bowiem komary są wyjątkowo uciążliwe jednak :)
Zdjęcie niestety są niskiej jakości bowiem ja zapomniałem aparatu a Tomas baterii do swojego, więc zdjęcia są robione telefonami...
poniedziałek, 2 września 2013
Kaletka
Na przełomie lipca i sierpnia uszyłem sobie torbę do pasa do rekonstrukcji wczesnego średniowiecza, tzw. kaletkę. uszyta jest z dość grubej skóry bydlęcej, nie barwionej, jedynie przyciemniałem ze względu na impregnację i użytkowanie. Całość szyta ręcznie, woskowaną dratwą lnianą.
Przód, widać zapięcie z kawałka młodego klonu, które będę musiał wymienić gdyż zrobiłem je za cienkie.
Tył, widać dowiązany do niej mały nożyk w pochewce z takiej samej skóry (będzie jeszcze woskowana)
Otwarta kaletka, skóra z przodu najlepiej oddaje kolor jaki ta skóra miała gdy była nowa.
Przód, widać zapięcie z kawałka młodego klonu, które będę musiał wymienić gdyż zrobiłem je za cienkie.
Tył, widać dowiązany do niej mały nożyk w pochewce z takiej samej skóry (będzie jeszcze woskowana)
Otwarta kaletka, skóra z przodu najlepiej oddaje kolor jaki ta skóra miała gdy była nowa.
wtorek, 2 lipca 2013
Zlot Survivalist.pl
W dniach 21-23 czerwca 2013 byłem niedaleko Mosiny na zlocie survivalist.pl gdzie poza dobrą zabawą udało mi się namiot z jednej pałatki o którym pisałem w innym poście w praktycznym użyciu (sprawdził się całkiem dobrze) oraz norweski plecak z demobilu.
Na zdjęciach ma przypięty płaszcz wczesnośredniowieczny zamiast pałatki u góry a na dole historyczną "karimatę (płat filcu) i koc zawinięty w środek. Plecak dużo bardziej klimatyczny niż praktyczny - stelaż wykonany jest ze stali a obszycia ze skóry co nadaje mu znaczną wagę, ponadto dolne troczenie nie jest w nim przewidziane i robię to w sposób "kombinowany". Na zlot do boku plecaka przytroczyłem jeszcze siekierkę hurqvarny, a oto efekt:
czwartek, 30 maja 2013
Austriackie oporządzenie
Ostatnio sprawdzałem kilka konfiguracji austriackiego oporządzenia wojskowego (nie znam dokładnych wzorów, wzorowane na ALICE). Co prawda bez ładownic, manierki itp (tych elementów nie posiadam jeszcze), więc testowałem tylko plecak i "nadupnik" oraz współprace tych elementów.
Teraz kolej na fotki:
Wyposażenie pełne, marszowe, z głównym plecakiem, torbą i karimata, łączna pojemność tego wszystkiego to ok 60-70 litrów. Ogólnie można całkiem sporo zabrać, dobrze się niesie (ale trzeba iść wyprostowanym, tak by plecak opierał się na nadupniku bo ten dopiero przenosi ciężar na pas. Generalnie taka konfiguracja nie nadaje się do walki, jest się obciążonym a poza tym wybitnie źle się strzela w tym komplecie.
sam nadupnik noszony na pasie - lżej, teoretycznie wygodniej z punktu widzenia"działań bojowych" - ale to można będzie ocenić dopiero jak dojdą ładownice itp. Troczki które mocują normalnie dół głównego plecaka tutaj są zaczepione do nadupnika (ma łącznie 4 oczka u góry).
Nadupnik jako mały plecak - kolejny całkiem wygodny system, testowany jedynie w noszeniu do szkoły co prawda (bez pasa) ale sprawdzał się nieźle.
Teraz garść informacji dodatkowych: jest to oporządzenie dość specyficzne - plecak wisi na szelkach od oporządzenia. Szelki z przodu mają po dwa troczki, jeden do pasa drugi do plecaka - logika podpowiada żeby dłuższy dać do plecaka (jest niejako pod krótkim) - po krótkich testach stwierdzam że to błąd - do plecaka jest krótki pasek, który wyjmujemy z naszytej na dole szelek przelotki i prowadzimy do plecaka, jednocześnie długi zostawiając w tej przelotce i trocząc nim as (na krótkich pas jest nieznośnie wysoko.
Teraz kolej na fotki:
Widok z przodu, prawie się nie różni niezależnie od tego co na plecach. Pas jest od Alice, amerykański, nie austriacki, a ten pasek wiszący na prawej nodze to moja "smycz do telefonu"
Teraz konkretne elementy:
sam nadupnik noszony na pasie - lżej, teoretycznie wygodniej z punktu widzenia"działań bojowych" - ale to można będzie ocenić dopiero jak dojdą ładownice itp. Troczki które mocują normalnie dół głównego plecaka tutaj są zaczepione do nadupnika (ma łącznie 4 oczka u góry).
Nadupnik jako mały plecak - kolejny całkiem wygodny system, testowany jedynie w noszeniu do szkoły co prawda (bez pasa) ale sprawdzał się nieźle.
Teraz garść informacji dodatkowych: jest to oporządzenie dość specyficzne - plecak wisi na szelkach od oporządzenia. Szelki z przodu mają po dwa troczki, jeden do pasa drugi do plecaka - logika podpowiada żeby dłuższy dać do plecaka (jest niejako pod krótkim) - po krótkich testach stwierdzam że to błąd - do plecaka jest krótki pasek, który wyjmujemy z naszytej na dole szelek przelotki i prowadzimy do plecaka, jednocześnie długi zostawiając w tej przelotce i trocząc nim as (na krótkich pas jest nieznośnie wysoko.
czwartek, 23 maja 2013
pochewka do noża
Ostatnio nabyłem za 40 pln całkiem fajny nóż i co za tym idzie stwierdziłem że trzeba by sobie dorobić do niego pochewkę. Materiał jaki wykorzystałem to jakaś sztuczna pseudo-skóra z teczki kupionej w lumpeksie. A oto efekt (szyte ręcznie, bawełnianą nicią posmarowaną smołą szewską):
Uszyta jako testowa, na szybko z tego co pod ręką.
Uszyta jako testowa, na szybko z tego co pod ręką.
środa, 22 maja 2013
Jedna pałatka
korzystając z dnia wolnego od szkoły postanowiłem wyjść w teren celem przetestowania czegoś co chodziło za mną od dłuższego czasu: namiot z jednej polskiej pałatki. No to zabrałem się ze sprzętem w teren i przetestowałem. Miałem ze sobą standardowy zestaw wzbogacony jedynie o kawałek linki, niecałe 2 metry.
Tutaj widać co miałem, a teraz będę prezentował efekty co z tego da się zrobić. Tylko z góry ostrzegam: pałatka ma 5 oczek do szpilek a tylko 4 szpilki (przy robieniu namiotu z dwóch spina się na łączeniu pałatek dwa oczka jedną i wychodzi 8 narożników wtedy). Pierwsze co wymyśliłem wyglądało tak:
W kieszonkę na górze pałatki włożyłem szyszkę aby łatwiej obwiązać sznurkiem. Jednak jako że miejsca w tym było dość mało postanowiłem wykorzystać jednak przydziałowy stelaż, co dało taki efekt:
Trochę lepiej ale dalej kiepsko - deszczu by to nie wytrzymało raczej, więc korzystając z tego co było pod ręką dodałem odciąg:
Dwa skórzane troki i czechosłowacki bagnet jak widać... Co w efekcie dało całkiem przyzwoity namiot:
pod tym czymś zmieścił się plecak, torba, pas z pochwą bagnetu i komórką oraz ja (nie miałem zbytnio jak sobie zdjęcia zrobić, sorry). Problemem jest mała wysokość tego namiotu, co powoduje że aby nie dotykać materiału (podczas deszczu może przemakać od tego, to nie jest impregnowane) musiałem spać na plecach.
Generalnie polska pałatka jest średnio udana w przypadku gdy mamy jedną tylko, ale da się z tego coś zrobić. Tylko następnym razem potrzebuję więcej linki na odciągi.
Tutaj widać co miałem, a teraz będę prezentował efekty co z tego da się zrobić. Tylko z góry ostrzegam: pałatka ma 5 oczek do szpilek a tylko 4 szpilki (przy robieniu namiotu z dwóch spina się na łączeniu pałatek dwa oczka jedną i wychodzi 8 narożników wtedy). Pierwsze co wymyśliłem wyglądało tak:
W kieszonkę na górze pałatki włożyłem szyszkę aby łatwiej obwiązać sznurkiem. Jednak jako że miejsca w tym było dość mało postanowiłem wykorzystać jednak przydziałowy stelaż, co dało taki efekt:
Trochę lepiej ale dalej kiepsko - deszczu by to nie wytrzymało raczej, więc korzystając z tego co było pod ręką dodałem odciąg:
pod tym czymś zmieścił się plecak, torba, pas z pochwą bagnetu i komórką oraz ja (nie miałem zbytnio jak sobie zdjęcia zrobić, sorry). Problemem jest mała wysokość tego namiotu, co powoduje że aby nie dotykać materiału (podczas deszczu może przemakać od tego, to nie jest impregnowane) musiałem spać na plecach.
Generalnie polska pałatka jest średnio udana w przypadku gdy mamy jedną tylko, ale da się z tego coś zrobić. Tylko następnym razem potrzebuję więcej linki na odciągi.
środa, 8 maja 2013
Testy
Dzisiaj z okazji dość ładnej pogody postanowiłem przetestować kilka rzeczy których się dorobiłem ostatnimi czasy.
Na warsztat idą więc:
Nóż który otrzymałem na 18 urodziny, oraz:
Na warsztat idą więc:
Nóż który otrzymałem na 18 urodziny, oraz:
Snapsack, coś co przy pewnej dozie fantazji można nazwać nawet plecakiem.
Zatem, do dzieła. działania z użyciem noża dokumentowałem fotograficznie. Testowany (tylko główny nóż z tego zestawu, jest tam jeszcze takie małe nie-wiadomo-co) był w następujących kwestiach:
- wygoda noszenia (przyzwoita nawet)
- przydatność do prac precyzyjnych (żadna)
- przydatność przy rąbaniu - początkowo wydawało mi się że czechosłowacki bagnecik powędruje na półkę, bowiem rąbał pięknie... do momentu gdy dowiedziałem się jak jest mocowane ostrze do rękojeści. Otóż rękojeść jest pusta w środku, ponieważ jest tam pojemnik. spodziewałem się że ostrze też jest mocowane na zasadzie gwintu czy coś... Ale nie, ostrze jest oblane plastikiem i siedzi na wcisk, co po chwili rąbania dało taki efekt:
Da się to po czymś takim z powrotem osadzić, ale niesmak pozostał... Wniosek: do rąbania póki nie będę miał maczety zostaje zaostrzony bagnet od SA vz.58...
- piłka na grzbiecie - generalnie nie tnie, szybciej przetnie się coś ostrzem niż tym
- praca przy ściąganiu kory brzozowej - znowu pojawiają się wady te same co przy rąbaniu a ponadto piłka utrudnia pomaganie sobie drugą ręką przy rozcinaniu kory na pniu...
- jedyne z czym nie miał problemów to ściąganie kory z martwego dębu, ale z niego to i gołymi rękoma bym sobie poradził bez większych problemów...
Wniosek na temat noża: zabawka typu "nóż rambo", dobry nóż do lansu, nie mylić z nożem do lasu... Mógłbym jeszcze sprawdzić czy da się na to laski wyrywać, bo może do tego się nadaje, ale w tym celu posiadacz tego noża musiałby być ładniejszy niż ja :P
A teraz krótka recenzja snapsack'a - użyłem go do zbierania tego co w lesie znalazłem - spory kawał krzemienia, 3 czy 4 huby, sporo kory brzozowej i trochę dębowej, całość trochę ważyła. I teraz wniosek: radziecki wieszczewoj-mieszok po powrocie do domu wydawał mi się szczytem ergonomii... A za największe osiągnięcie w historii toreb i plecaków uznałem pomysł zastosowania dwóch szelek.
Ogólnie to jedyne co dzisiaj mimo wysokich temperatur (25-30 stopni chyba) się sprawdziło były skarpety z demobilu armii szwedzkiej, w składzie mające 2/3 wełny + domieszkę żeby się nie przecierały zbytnio.
Na koniec jeszcze pozdrowienia dla alergików (moje buty po przejściu kawałka łąki):
sobota, 27 kwietnia 2013
Dłubanie w korze... znowu
Jedyne co jest do wymiany to zamknięcie, praktyczniejszy byłby chyba prosty sznurek owijany wokół pudełka i wiązany na górze.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
W sumie to jeszcze zima....
Jako ze mamy jakiś taki dziwny rok i zima nie zamierza nas chyba opuszczać daję jeszcze kilka fotek, głównie w celu zachowania ich dla potomnych (tak, te zdjęcia wykonano na przełomie marca i kwietnia 2013):
Garść fotek, ot tak bez podpisu, bo jest zbędny w sumie a i nie ma co podpisywać. Po prostu piękna zima tej wiosny.
Garść fotek, ot tak bez podpisu, bo jest zbędny w sumie a i nie ma co podpisywać. Po prostu piękna zima tej wiosny.
poniedziałek, 18 marca 2013
Sakiewka + bonus
Wielki dzień!! dwa posty na blogu w tym samym dniu :P
Ostatnio postanowiłem spożytkować niedawno zakupiony kawałek świńskiej 1,5mm skóry. No i wyszła taka sobie sakiewka:
Całość (poza natłuszczaniem) wykonana w szkole na wolnych lekcjach, z użyciem dwóch igieł, grubej bawełnianej nici, smoły szewskiej i samorobnego szpilorka. Ogólny wniosek jest taki że lepiej używać cieńszej skóry jednak na tego typu wyroby. Po natłuszczeni jest ciemniejsza niż wyszło na zdjęciach (lampa błyskowa). Ogólnie jak na pierwszą sakiewkę jestem całkiem zadowolony.
I na koniec ów bonus: wziąłem się za rozpalanie ognia łukiem ogniowym, na chwilę obecną nic z tego nie wychodzi, ale prace trwają.
Ostatnio postanowiłem spożytkować niedawno zakupiony kawałek świńskiej 1,5mm skóry. No i wyszła taka sobie sakiewka:
Etap pierwszy: zszycie kawałków |
Etap drugi: okazało się że wywijać trzeba na mokro więc trzeba było namoczyć skórę i później suszyć wypchaną papierem... |
Etap drugi, kontynuacja. |
Etap trzeci: po wyschnięciu skóra zesztywniała, tutaj się natłuszcza :P |
No i praktycznie gotowa sakiewka. |
J.W., tylko inaczej ułożona |
I na koniec ów bonus: wziąłem się za rozpalanie ognia łukiem ogniowym, na chwilę obecną nic z tego nie wychodzi, ale prace trwają.
końcówka zimy...
W ostatnią sobotę stwierdziłem ze zima wróciła ale wkrótce pójdzie już na dobre więc można by było się przejść trochę po lesie jeszcze. udało mi się nawet wyciągnąć kolegą po którym bym się tego nie spodziewał raczej zazwyczaj. Plan był bardzo prosty, idziemy, wiemy gdzie jesteśmy przez cały czas i wracamy, trasa została zaplanowana na podstawie mapy. Jednak jak to bywa w przypadku moich wyjść trzeba było iść inaczej i zrobić więcej kilometrów w sporo większym czasie i na dodatek nie do końca wiedząc jak (dalej nie wiem dokładnie którędy szliśmy wg. mapy). Dobra, jak to bywa na moim blogu, pora na fotki:
Tutaj obiecana już kiedyś tablica, stojąca przy wojewódzkiej drodze...
A tutaj ciekawostka: ścięta w zimie brzoza zaczęła puszczać sok podczas gdy nadeszły mrozy, no i mamy mrożonki.
Oraz co możemy znaleźć w lesie - otóż najłatwiej o butelki (chociaż rzadko taką jak ta, te są zwrotne...)
Do tego w gratisie pakiet "krzaki":
Wyjście było zakończone wielkim sukcesem, biorąc pod uwagę że udało mi się wyciągnąć na nie tego kumpla, oraz to ze się nie zgubiliśmy, bo wyszliśmy na inną drogę niż się spodziewaliśmy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)